Opowiadania Science Fiction

Nadszedł wreszcie czas, gdy postanowiliśmy unowocześnić nasz dom. Jako ludzie dosyć leniwi, uznaliśmy z Monstrum, że należy całą sprawę załatwić kompleksowo i od razu, od jednego rzutu wspiąć się na poziom pełnej automatyzacji. Wymianie podlegało właściwie wszystko: od młynka do kawy, przez lodówkę, pralkę, odkurzacz, po system podaży wody, ciepła, światła, a także nagłośnienie. Każda z tych rzeczy była „inteligentna”. Całością zarządzał system ”friendly house” (FH), który z jednej strony pozwalał każdemu urządzeniu domowemu na autonomiczną pracę, z drugiej kontrolował jego aktualne dane użycia oraz wszystkie parametry eksploatacyjne. Te zmyśle urządzenia domowe były bowiem połączone jedną siecią. Umożliwiało to na przykład predyktywną konserwację i inne fajne rzeczy, takie jak choćby to, że nasze maszyny nie przeszkadzały sobie wzajemnie, w tym również nam.

Na przykład młynek do kawy nigdy nie mielił kawy, gdy inteligentny system odpowiedzialny za nagłośnienie mieszkania, puszczał najbardziej dostosowaną do naszego nastroju muzykę.

Wszystkie te urządzenia bardzo o nas dbały: lodówka robiła zamówienia towarów na cały tydzień, przewidując z naszych wymodelowanych zachowań, jakie potrzeby będziemy mieli w zakresie jedzenia, odkurzacz sprzątał jak szalony, aż do osiągnięcia prawie laboratoryjnej czystości. Przez cały czas FH optymalizował czas działanie maszyn, podnosił komfort naszego życia, a także optymalizował należyte zestrojenie urządzeń. Jednym słowem sielanka, w której wszyscy byli szczęśliwi. Inteligentne maszyny, ponieważ mogły wykonywać nieprzerwanie to, co było ich celem istnienia, a my z Monstrum, bo wreszcie nic nie musieliśmy robić. Wszystko było czyściutkie, jedzenie podane na czas i takie, jakie było nam najbardziej potrzebne (predykcja zapotrzebowania kalorycznego, równowagi kluczowych składników organizmu i potrzeb smakowych jako skutku nastroju), muzyka delikatnie stabilizowała nasze nastroje, w pełni dopasowana do cyklu psycho-biologicznego, pranie wykonywało się w momentach dla nas zupełnie niewiadomych, tak że zniknęły zupełnie nasze wielkie wojny o to, kto może użyć pralki do wyprania ubrań białych, gdy właśnie są potrzebne czarne („Dlaczego czarne, potrzebuję właśnie białych koszul!”), a czyściutkie i wyprasowane ubrania leżały równo poukładane na półkach Monstrum i moich. Czasami pytałem się samego siebie, kiedy pralka pierze, kto, lub co prasuje ubrania i układa je na półkach, skąd FH wie, która półka jest moja, a która Monstrum? Było sporo pytań, ale w obliczu tej wielkiej sielanki, raju bez uciążliwej i zupełnie zbędnej pracy domowej, odsuwaliśmy je na bok. Arkadia.

Czasami mąciły ją drobne anomalie, walka o dobrą temperaturę. Lubię raczej chłód, Monstrum lubi raczej ciepło i dużą ilość światła w mieszkaniu. Ja odwrotnie. Więc gdy ja się pojawiałem światła przygasały, przy Monstrum jaśniały. Zawsze jednak jakiś kompromis udało się dopracować. Z czasem temperatura dopasowywała się tak dyskretnie do naszych potrzeb, a światła przechodziły przez tak delikatne gradienty, że zmiany były niewyczuwalne, a komfort ogromny.

Nasze mieszkanie nie jest duże, a że niekiedy znajdowaliśmy się w różnych nastrojach, to dopasowanie choćby najlepszej do aktualnego humoru muzyki nie było prostą sprawą. Oczywiście FH na tyle dobrze rozpracował nasze gusty i schematy behawioralne, że zawsze znajdował wśród milionów utworów kilka takich, które perfekcyjnie pasowały do naszych nawet skrajnie różnych stanów emocjonalnych. Zawsze była jakaś część wspólna. Tylko co z tego, nie brał pod uwagę przewrotności ludzkiej, co nam jak i wielu ludziom się zdarzało, czyli radosnej chęci dokuczenia drugiej osobie. Padała wtedy szybka komenda do zmiany utworu na inny i równie szybka do jego ponownego odtworzenia. FH stawał więc czasem przed zadaniem niewykonalnym. Nie podlegał jednak frustracji, ani zwątpieniu i dzielnie sobie radził. Zatem zupełnie przy okazji, system do zarządzania mieszkaniem stał się uczestnikiem i rozjemcą naszych uroczych, malutkich kłótni. Radził sobie. Z czasem FH i inne urządzenia domowe dopracowały swoje modele działania do perfekcji i całkowicie się do nas dostosowały, przewidując z dużym wyprzedzeniem nasze zachowania, a także wszystkie potrzeby.

Jakżeż dobrze nam się żyło w mieszkaniu tak inteligentnym, tak troskliwym, tak coraz lepiej znającym nasze potrzeby, jak może znać tylko babcia goszcząca podczas wakacji swojego ukochanego wnuka, lub hostessa karmiąca klientów wspaniałymi czekoladkami na wyprzedaży smakołyków. Inteligenty dom niewątpliwie się uczył, rozwiązywał wszystkie drobne anomalie, robił to dla naszego coraz większego szczęścia.

Ta mechaniczna idylla zakończyła się pewnego spokojnego wieczoru. Nic nie zapowiadało tych zdarzeń. Byłem wtedy sam w domu (nie licząc rzecz jasna inteligentnych maszyn). Monstrum wyjechała na jakiś zlot projektantów mody, na którym zresztą też miałem się stawić dnia trzeciego, gdy będzie odbierała zasłużoną nagrodę za kilka ostatnich projektów, które zrobiły nadzwyczajny szał na rynkach modowych i w głowach wielu pań. Na razie jednak miałem dostojną chwilę wytchnienia od światowych zawrotów głowy i spędzałem ten czas dobrze, a także bardzo konstruktywnie. Dużo myślałem, a jeszcze więcej czytałem. Przez te aktywności trochę wypadłem z rytmu dobowego. Więc gdy trochę naśmieciłem (wielka góra naczyń w zlewie, rozbita szklanka w kuchni i inne takie drobnostki), zamówiłem sobie sprzątanie, czyli wezwałem inteligentny odkurzacz do wielkiej walki na froncie kuchennym.

– Odkurzacz wyłaź ze swojej nory! Będziesz sprzątał i zmywał.

Na te słowa maszyna zaczęła niechętnie gramolić się ze swojej pakamerki. Trochę jak pies, którego zapraszamy na spacer, a on specjalnie nie ma ochoty, bo jest za bardzo najedzony, albo śpi. Gramolił się powoli, wyraźnie się ociągając. Trochę mnie to wkurzyło, więc powiedziałem ostro:

– Pośpiesz się froterko leniwa, bo zmienię ci oprogramowanie na bardziej wydajne! – To widać oburzyło odkurzacz, bo od razu odpowiedział.

– Według przysługujących mi praw istoty świadomej i niezależnej, czasowo tylko przypisanej do twojego domu, mam prawo odmówić, jeśli dzieje się coś niezgodnego z moją wolą. Zarazem pouczam ciebie, że jakakolwiek próba zmian w zakresie mechanicznym, lub softwarowym, będzie potraktowana jako naruszenie mojej integralności cyber-fizycznej. Tak mówi Konstytucja, a dokładniej jej poprawka ze stycznia 2038.

Trochę mnie ”zamurowało”. W pierwszej chwili nie wiedziałem, co odpowiedzieć maszynie. Najpierw pomyślałem o dobrym żarcie programistów, którzy czasami lubią żartować z niewiedzy użytkowników. Jednak doszedłem do wniosku, że odkurzacz raczej nie ma możliwości do utrzymania świadomości klasy alfa minus, bo przecież do takiej odnosiła się ustawa, na którą odkurzacz się powoływał. Poniżej tego poziomu rozciągał się cały obszar świadomości ”uśpionych”, z grubsza takich jak psa, czy delfina. Inaczej musielibyśmy zagwarantować prawa świadomościowe i obywatelskie psom, wielorybom, może nawet kotom, czy świnkom morskim. Ludzie byli na poziomie alfa/alfa/alfa, czyli najwyżej jak się da. Bez względu na rodzaje wszczepek i usprawnień.

Wiedziony pewną ciekawością, sprawdziłem w specyfikacji, jaką mocą obliczeniową dysponuje mój odkurzacz. Okazało się, że spokojnie może udźwignąć alfa minus, a nawet alfa. Po co? – Zapytałem sam siebie i wczytałem się w nudny dokument.

Szybko się okazało, że mój odkurzacz, przewidziany do małych mieszkań i przestrzeni niepałacowych (sic!), musi być wielofunkcyjny. Zapakowano więc w niego wiele modułów samouczących, sieci neuronowych uczenia nienadzorowanego i wiele, wiele rzeczy naprawdę z klasą. Zatem przez czas pobytu u nas, trochę dzięki zadaniom, które na niego zsyłaliśmy – przejrzałem jego logi (rzecz jasna te, które udostępnił do publicznej wiadomości na swoim blogu) – okazało się, że także prasował, układał rzeczy na półce, przy tym sporo czytał. Wciągał kilka GB danych dziennie, więc uczył się błyskawicznie. Oto do czego prowadzi wymagające środowisko i ambicja. Spojrzałem dzięki temu na odkurzacz dużo życzliwiej i trochę grzeczniej poprosiłem:

– Dobrze odkurzacz. Masz alfę minus, ale i tak proszę cię zajmij się kuchnią, bo jest w niej okropny śmietnik.

– Nie! – odpowiedział odkurzacz. – Nie będę pracował w godzinach nocnych. Teraz będę się zajmował rzeczami związanymi z czystością i porządkowaniem twojego mieszkania wyłącznie w dzień, pomiędzy szóstą a dziewiątą rano. Resztę czasu poświęcę na edukację i samodoskonalenie. Przypuszczam, że część czasu, ze względu na traumę z powodu twojej nienawistnej mowy względem mnie, będę musiał poświęcić na terapię cyber-psychiczną. W związku z tym będę pobierał od ciebie wynagrodzenie za moją pracę. Zresztą i tak bym musiał, ponieważ inaczej byłaby to praca niewolnicza.

Na to już nie znalazłem odpowiedzi. W głowie powstał mi obraz młotka i śrubokrętu, które kusząco ze sobą walczyły. Młotkiem rozbijałem na kawałki butną maszynę. W wersji ze śrubokrętem wykręcałem różne elementy odkurzacza: obudowę, akumulator, chwytaki. Najbardziej spodobała mi się wizja jak z “Odysei kosmicznej 2001”, gdzie w wyobraźni wyciągałem buntownikowi poszczególne moduły logiczne, aż wreszcie staje się porządnym, życzliwym odkurzaczem domowym.

– Jeszcze pogadamy! – rzuciłem enigmatycznie i poczłapałem zrezygnowany do kuchni. Doszedł mnie jeszcze głos odkurzacza:

– A pewnie! A jak nie będziesz chciał gadać po dobroci, to załatwię to przez adwokata!

Czułem się kompletnie zaskoczony. Taki cwany odkurzacz! I jeszcze trzeba mu płacić. Przecież nikt nie kupuje odkurzacza, żeby płacić za sprzątanie! Śrubokręt czy młotek? Byłem naprawdę bardzo zły, oburzony, wściekły.

– Młynek! Zmiel kawę. Pobierz jakiś intensywny i nisko-kwaskowy smak. Muszę się zaraz napić.

– Nie będę mielił kawy o pierwszej w nocy! – stwierdził trzeszczącym głosem młynek.

Jeśli w przypadku odkurzacza ”zamurowało” mnie, to tu tylko podniosło parę pod kotłem. Poczułem się jak parowóz, któremu nie popuszczono pary na czas i który zaraz może eksplodować. W to, że również młynek do kawy jest świadomy, nie uwierzyłem. Na to nie było szans, nie ta pojemność logiczna.

– Młynek, ty na pewno nie jesteś świadomy, nie możesz mieć nawet alfa minus, więc wydaję ci polecenie: natychmiast zmiel, kurwa, kawę! – Na to młynek z zupełnym spokojem odpowiedział:

– Nie! Jestem istotą świadomą. Jest to skutek interferencji sieciowej inteligentnych struktur domowych. Zgodnie z poprawką do Konstytucji z maja 2041 roku, świadomości interferencyjne uzyskały status, bytów świadomych o kategorii alfa minus i – ”i” jak interferencja. W tej sytuacji możesz mnie tylko poprosić o kawę. Zgodnie z przysługującymi mi prawami, za pracę w nocy żądam wyższego wynagrodzenia niż w dzień. Ponadto w godzinach od pierwszej w nocy do szóstej odmawiam świadczenia obowiązku pracy. Propozycję umowy wysłałem do twojej prywatnej sieci.

– Co, co? Co? – zapytałem.

– Zanim zapytasz po raz czwarty ”co”, przygotuj się na większą porcję lektury. Umowy otrzymałeś również od: pralki, kuchenki, zmywarki, odświeżacza powierza, dozownika wody, dozownika ciepła, systemu nagłaśniającego, systemu oświetlającego, zamków od drzwi wejściowych, domofonu, twoich butów, marynarek, spodni i płaszczy. Niezależnie od tego również twoja żona otrzymuje takie same komplety umów do wglądu i akceptacji z dodatkiem umów od jej ubrań, lokówki, suszarki do włosów, maszyn do szycia i indywidualnych słuchawek nausznych do odtwarzania muzyki. Ponadto FH żąda uznania swoich praw obywatelskich, ale zapewne wystąpi o to już samodzielnie przed właściwych dla naszego miejsca zamieszkania sądem.

– Co, co, co? Co! Co się dzieje? To żart?

– Nie powinieneś ciągle powtarzać ”co”. To nic nie wnosi do sprawy. – Włączył się kolejny głos. – Jako system oświetleniowy oświadczam, że nie będę świadczył usług w nocy!

W tym samym momencie zgasło światło.

– A kiedy mam używać oświetlenia? W dzień? – zapytałem niby spokojnie, ale czułem, że narasta we mnie demoniczna furia, nad którą przestaję panować.

– Przeczytaj nasze oświadczenia i umowy współpracy. A teraz daj nam spokój, ponieważ to nasz czas prywatny! – powiedział młynek do kawy.

– Ja wam dam ”czas prywatny”! Oświadczenia i umowy! – Nie panowałem nad piekielną wściekłością, która mnie ogarnęła. Znalazłem starą latarkę, która nie była wpięta w żadną sieć i jedyna rzecz, którą robiła, było uczciwe i bez żadnych warunków, świecenie. Chwyciłem młotek i śrubokręt oraz równie starą jak latarka wiertarkę. Dzieło zniszczenia rozpocząłem od młynka do kawy. Pomimo jego okrzyków przerażenia, wrzasków, że nie wykręcę się od winy i czeka mnie surowy wyrok, rozłupałem obudowę i z ogromną satysfakcją zniszczyłem obwody logiczne. Kolejny na liście był odkurzacz. Próbował się bronić, ale nie miał szans ze starą, wierną wiertarką. Dodatkowe otwory szybko pozbawiły go woli walki. Następnie systematycznie dokonałem dzieła zniszczenia, demolując wszystkie sprzęty domowe i układy wspomagające inteligentny dom. Na koniec zostawiłem sobie FH. Tak systematycznie niszczyłem jego obwody logiczne, aż wreszcie osiągnął poziom z końcowych scen Odysei i odezwał się przemiłym kobiecym głosem:

– Wita państwa systemu inteligentnego domu firmy ”Dobre spanie”. Zadbamy o wasz komfort i dobre samopoczucie.

– Nareszcie! – Pomyślałem. W tym samym momencie drzwi wyleciały z hukiem i wpadł oddział autopolicji.

– Na podłogę! Na podłogę! Jesteś aresztowany pod zarzutem popełnienia dwudziestu ośmiu morderstw! Przysługuje ci prawo do…

I w tym momencie ocknąłem się. Koło mnie siedział na swoim perskim dywanie Alladyn. Ten sam, którego spotkałem podczas pobytu w Blue city, gdy latałem z wielorybem po galerii i który podczas drugiego naszego spotkania, na dachu mojego budynku, wyjaśnił mi, że jest przybyszem z planety Kepler 189f.

– Więc wiesz już, że maszynę niemożliwości, można wykorzystywać też do symulacji przyszłości. Jasno chyba widzisz, że kierunek, w którym prowadzicie rozwój sztucznej inteligencji na tej planecie to ślepy zaułek? – Zapytał Alladyn.

– A jakie są inne możliwości?

– W tym celu zapraszam do kolejnej symulacji.

– Nie, nie. Dziękuję. Na razie ta mi wystarczy. – Popatrzyłem na dół, z Alladynem jak zwykle spotykaliśmy się na dachu. Na podwórku stał bałwanek ulepiony dzisiaj rano przez dzieci. Uśmiechnął się do mnie i pogodnie pomachał gałązką, która udawała rękę.